wtorek, 4 listopada 2014

Two.

Co ja mam teraz zrobić? Dobre pytanie. Co to jest Karta Nagród i gdzie ją znajdę? Kim są Lykanie? Gdzie jest smętarz? I w ogóle co to ma być? Jeśli chodziło jej o cmentarz to w porządku. Ale... zaraz! Nic nie jest w porządku! Straciłam jedyną osobę, która mnie kochała. Którą ja kochałam. A ja jeszcze mam czelność myśleć, że jest w porządku? I dlaczego mi nic o tym nie powiedziała wcześniej? Gdyby mi wyjaśniła nie byłoby problemu. Za co niby mam się zabrać? Może najpierw wyprawić jej pogrzeb? Dobra myśl tylko... pieniądze. Skąd je wezmę? Chwila! Mama ma garderobę, do której nikt nie miał wstępu. Może chowała tam jakieś drogocenne rzeczy, które teraz bym mogła sprzedać, aby mieć za co żyć? Już miałam pójść do sypialni mamy, kiedy usłyszałam huk. Jakby coś spadło na dach, potoczyło się po nim i spadło na ziemię. Wybiegłam na dwór.
-Uważaj! - usłyszałam krzyk po czym odpłynęłam.

Ktoś

Mój krzyk na nic się zdał.  Dziewczyna nawet się nie odwróciła, nie mówiąc już o uchronieniu się przed ciosem. Zemdlała. Boże, ta to musi mieć słabą odporność na ciosy. Spojrzałem/am na 2 walczące ze sobą istoty i musiałem/am chwilę pomyśleć zanim zdecydowałem/am najpierw przenieść Śpiącą Królewnę w bezpieczne miejsce. Uniosłem/am ją. Nie powiem, jest dość ciężka i widać lekką nadwagę, a nasza rasa nie jest znana z otyłości, ale mistrz Lacvaucer szybko sobie z tym poradzi. Teraz tylko gdzie ją zanieść? Do domu nie, bo jakby "przez przypadek" się coś zawaliło to po niej. Może do jakiegoś sąsiada? Spojrzałem/am na siebie. Nie, odpada. Po moim wyglądzie od razu by spostrzegli, że nie jestem człowiekiem. A przynajmniej nie do końca. Co by tu z nią zrobić? Może... do naszej kryjówki? Nie, zbyt wielki szok jak na nią. To może do kogoś kto jest normalny ale przyjaźni się z naszym gatunkiem? Tak, tylko kto to może być? Hmm, och no tak! Kelsey Perez! Bardzo miła kobieta, czego nie można powiedzieć o jej synu, który zdaje się, że jest w jej wieku. Tylko wystarczy sobie przypomnieć gdzie ona mieszka. Ech, z pamięcią zawsze było źle u mnie. Pomyślmy, oh już wiem! Obejrzałem/am się za siebie. Nikt nie patrzy. No to teraz teleportacja. Patrząc na nią będzie w kiepskim stanie kiedy się obudzi.
-Stethi, o Harma Diaboles! - rzuciłem/am monetą. Kurde, została jeszcze jedna.
I co, może teraz czekać godzinę na te 3 złośnice?
Zjawiły się od razu. Wow, a to nowość. Wsiadłem/am do pojazdu.
-Dokąd zmierzasz, tam zajdziesz,
Z Gorgonami drogę znajdziesz.
Wystarczy jedna moneta,
A wsiądziesz do kabrioleta! - zaskrzeczały Gorgony.
Z tym kabrioletem to trochę przesadziły.
-Nie mam czasu na wasze wygłupy. Kelsey Perez, Rouner Street 39!
-Dzielnica?
-Brooklyn.
-Co?
-Brooklyn, kurwa! Przecież nie Hollywood!
-Dobra, dobra ja tam nie wiem! A słuchaj, Sekutnico, podobno w Hollywood...
-Cholera jasna, przypierdolić wam? Jazda!
-Uspokój się, kochanie. My tylko...
Nie wytrzymałem/am i strzeliłem/am pistoletem w szybę.
-Wisisz nam szybę! - wrzasnęła Wścieklica.
-A wy mi czas. Jedźcie już. - nareszcie ruszyły.
Nie zdążyłem/am doliczyć do 5, a już dotarliśmy pod właściwy adres. Wyszedłem/szłam z Rydwanu z dziewczyną na rękach,  a Rydwan zniknął.

Sonya
Obudziłam się i przeciągnęłam. To łóżko było bardzo wygodne. Zaraz, jestem w łóżku? I jest poranek? Czyli to wszystko mi się śniło, a mama zaraz zawoła, żebym już wstawała i nie traciła dnia. Nagle coś za mną się poruszyło. Otworzyłam oczy i odwróciłam. W tym samym czasie ten ktoś kto był za mną zrobił to samo.
-Aaaaaaaaaa! - zapiszczałam.
-Aaaaaaaaaa! - on krzyknął.
-Kim jesteś? - zapytałam.
-A kim jesteś ty?
-Sonya.
-Chris.
Cisza. Cisza. Cisza. Cisza.......................... Cisza..................... cisza............... cisza............
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - krzyknęliśmy w tym samym czasie.
-Dzieci, proszę nie krzyczcie. - zawołała jakaś kobieta.
-Dobrze, mamo! - odpowiedział Chris.
Spojrzał na mnie.
-Skąd się wzięłaś w moim łóżku? Kim jesteś?
-Skąd mogę wiedzieć?
-Zwykle przyprowadzam do łóżka zgrabne i ładne panienki.
-Ciekawe na co lecą? Bo urodą to ty nie grzeszysz. - westchnęłam, chociaż skłamałam.
Był przystojny i to bardzo, ale tacy są najgorsi. Pewne siebie, lecz niestety kurewsko pociągające dupki. Ten nie jest inny.
-Awwwww nawet nie masz pojęcia. Wiesz, gdybym był paskudny nie patrzyłabyś na mnie tak pożądliwie. - poruszył brwiami.
Natychmiast odwróciłam wrok. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji, ale nie udało mi się. Mentalnie kopnęłam się w twarz. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy mam coś na sobie. Boże, o czym ja myślę. Ale jednak muszę sprawdzić,  bo jeśli będę miała na sobie tylko bieliznę, a nuż wyjdę z łóżka to wolę nie myśleć co by się stało. Ale jeśli teraz sprawdzę, to by to dziwnie wyglądało, jakbym chciała zobaczyć na jego ciało, bo swoje widzę kilkanaście razy dziennie. Odwróciłam się plecami do chłopaka i dyskretnie zajrzałam pod kołdrę. Długa biała koszula. Uff. Ale zaraz, gdzie są moje ubrania? Wstałam z łóżka. Koszula sięgała mi do stóp. Przynajmniej ukrywa mój brzuch.
-Gdzie są moje ubrania?
-Pytaj się mnie, a ja ciebie. Skąd mogę wiedzieć? - odwarknął i wstał.
Spał w bokserkach. Samych! Odwróciłam wzrok, inaczej zagapiłabym się na jego umięśnioną klatę.
-Ej! Trzymaj. - rzucił mi aksamitną szarfę.
Yy... mam się tym obwiązać czy coś?
-No. Po to ci dałem. - odparł zirytowany.
Powiedziałam to na głos? A może on czyta w myślach?
-Zgadłaś.
Co? Zaczęłam się cofać do tyłu.
-Nie bój się! Nic ci nie zrobię. Zaufaj mi.
Nie podziałało. Zdążyłam otworzyć drzwi i wybiec na korytarz. Zobaczyłam schody. Pobiegłam w ich stronę. Prawie się wywróciłam, zbierając z pierwszej kondygnacji.
Szybko sobie podwinęłam koszulę i obwiązałam szarfą, po czym zbiegłam po kolejnej dziesiątce schodów. Było to kolejne piętro, które z pewnością nie było parterem. Po chwili usłyszałam szybkie kroki na schodach nade mną. Spojrzałam do góry. Chris. Od razu zbiegłam na piętro niżej.  I jeszcze jedno. I jeszcze. I jeszcze. Kurwa, ile ten budynek ma pięter? W końcu znalazłam się na parterze cała zdyszana. Teraz tylko znaleźć wyjście. On cały czas szedł za mną. Po chwili namysłu otworzyłam pierwsze drzwi od lewej. Kuchnia. I to wieeelka. No dobra, kolejne drzwi. Jadalnia. I koniec, trzeba się wrócić. Usłyszałam jak Chris wszedł do kuchni. No to już po mnie. Byłam tak zdenerwowana, że nie mogłam złapać oddechu i dyszałam. Na pewno już mnie usłyszał. Co ja mam teraz zrobić? Nie mam się gdzie schować. Czy to koniec?